Świadectwa

Z KSIĘGI  ŁASK

Podziękowanie dotyczące łaski uzdrowienia.

Pokrótce chciałabym opisać przebieg swojej choroby. Choroba rozpoczęła się od czerwca 1994 r. Zachorowałam na zapalenie opłucnej. Od tego czasu przebywałam w szpitalu przez trzy miesiące. Po opuszczeniu szpitala byłam cały czas pod kontrolą lekarską. Zdjęcia rentgenowskie były wykonywane co trzy miesiące, później co pół roku. Po wykonaniu jednego ze zdjęć okazało się, że na prawym płucu znajduje się guz wielkości ziarna dużej fasoli. Był to rak płuc. Otrzymałam skierowanie do szpitala na przeprowadzenie dalszych badań w celu ustalenia jakiego rodzaju jest to rak. Ze szpitala zrezygnowałam. Dowiedziałam się, że w kościele pod wezwaniem Najświętszej Maryi Panny – Wspomożenia Wiernych, raz w miesiącu odbywa się Msza z modlitwą o uzdrowienie. Skorzystałam. Na trzeciej Mszy o uzdrowienie odczułam mocny dreszcz od głowy do stóp. Stopy moje zrobiły się gorące, a zawsze były zimne. Po modlitwie przez prowadzącego, pomodliłam się i poszłam do domu. Po trzech tygodniach byłam na kontroli. Okazało się, że prawe płuco jest czyste, nie ma żadnego śladu. Jak duże było rozczarowanie lekarza, kiedy oglądał zdjęcie rentgenowskie. Chciałam wziąć to zdjęcie, ale lekarz mi nie wydał. Nie otrzymałam również zaświadczenia na moją chorobę. Prawdopodobnie to tajemnica lekarska. Za pośrednictwem tego świadectwa chciałabym podziękować Bogu za tak cudowne uzdrowienie.
        CHWAŁA BOGU
              Jadwiga

Mam na imię Jadwiga. Jestem żoną Marka i matką 2 synów i 2 córek. Pierwszy raz przyjechałam do Rumi razem z koleżanką, która poradziła mi abym nie korzystała z usług Filipińczyka, który uzdrawiał prawdopodobnie wiele osób, kiedy straciły wiarę w medycynę, lekarze nie mogli ich wyleczyć. Posłuchałam rady koleżanki, która powiedziała, nie musisz płacić wielkich pieniędzy za uzdrowienie (wizyta wówczas kosztowała 120zł) ale pojedziemy razem do kościoła w Rumi, gdzie odbywa się Eucharystia z prośbą o uzdrowienie i wiele osób doznaje łaski uzdrowienia. Zdecydowałam się natychmiast i umówiłam się na tę Mszę Świętą. Będąc w kościele prosiłam Pana Jezusa i Matkę Najświętszą o uzdrowienie, nie podając chorób jakie mnie trapią. Mówiłam tak: Boże Ty najlepiej wiesz co mi dokucza i mojej rodzinie i jeżeli zechcesz to mnie uzdrowisz. Nie wierząc do końca w to o co prosiłam, modliłam się razem w modlitwie uwielbienia i dziękczynienia. W pewnym momencie osoba z grupy modlitewnej powiedziała: „Mam przekonanie, że dzisiaj Chrystus chce uzdrowić osoby cierpiące na nerki (szczególnie lewa nerka) ja w tym czasie poczułam, że jest mi ciepło, pociłam się i nagle ostry ból lewej nerki – wcześniej cierpiałam na kamicę moczową. Po chwili usłyszałam, że osoby cierpiące na ból kręgosłupa zostaną dzisiaj dotknięte łaską uzdrowienia. Wówczas poczułam ostry ból od odcinka krzyżowo lędźwiowego, gdzie mam skrzywienie kręgosłupa, aż po odcinek szyjny. Łzy leciały mi z oczu, nie mogłam ich powstrzymać. Spojrzałam na koleżankę i powiedziałam, że to mnie dotyczy, nie wierząc do końca, że właśnie mnie Bóg dotyka łaską uzdrowienia. Podeszłam bliżej ołtarza i długo dziękowałam Bogu wysławiając Święte Imię Jezus, razem z grupą modlitewną. Ból odszedł z okolicy nerki i kręgosłupa w czasie Mszy Świętej, a odcinek szyjny czułam jeszcze do następnego dnia. Po ustąpieniu bólu z całego kręgosłupa stwierdziłam, że czuję się świetnie i nie dokucza mi ból. Byłam zadowolona, radosna i miałam ochotę śpiewać Bogu jak najdłużej  dziękując i uwielbiając Go. Wówczas przyszły mi na myśl słowa  „Wielbi duszo moja Pana, albowiem wielkie mi rzeczy uczynił Pan i Święte jest Imię Jego”. Nie mogłam uwierzyć, że naprawdę Bóg zabrał mi cierpienie. Myślałam, że jestem słabym, grzesznym człowiekiem, który nie może liczyć na tak wielkie łaski. Ale teraz wiem na pewno, że Jezus kocha wszystkich nawet tych największych grzeszników, tak samo, jak dobrych ludzi. Jeżeli tylko człowiek uwierzy w wielkość Boga, że Bóg może uczynić wszystko o co go poprosimy wówczas to się na pewno spełnia. Może nie zawsze otrzymujemy od razu łaski o jakie prosimy tak jak ja to odczułam, ale hojność łask Bożych jest do naszej dyspozycji. Dziękując Jezusowi i Matce Najświętszej za otrzymane łaski, prosiłam i proszę do dzisiaj o łaski dla moich dzieci i męża wierząc, że to się spełni. Moja córeczka została uzdrowiona z dolegliwości żołądkowych. Ja czuję się zdrowa. Dziękuję Bogu za wszystkie Dary Ducha Świętego, o które prosiłam dla moich dzieci i które otrzymały. Dziękuję Ci Jezu za wszystko, co uczyniłeś dla mnie i mojej rodziny. Matko Najświętsza Ty zawsze byłaś dla mnie drogowskazem w moim życiu małżeńskim. Nigdy nie opuściłaś mnie w potrzebie. Wielbię Cię w Twoim Synu Jezusie Chrystusie.       BOGU NIECH BĘDĄ DZIĘKI
      Jadwiga z Gdyni

Ponad dwa lata temu po zapaleniu żył doznałam trwałego kalectwa – zakrzepicy żył głębokich lewej nogi oraz uszkodzenia zastawek żylnych. Następstwem tego były zaburzenia w krążeniu krwi, co było bolesne, uciążliwe i wiązało się z ograniczeniem ruchu. Lekarze – „naczyniowcy” nie dawali mi żadnych szans na wyzdrowienie. Przyznano mi na stałe II grupę inwalidzką. Do końca moich dni skazana byłam na codzienne stosowanie leków zmniejszających krzepliwość krwi oraz częste, systematyczne badanie krzepliwości krwi. Aby nie tworzyły się zastoje krwi, nosiłam specjalną, silnie uciskającą pończochę medyczną zastępującą pompę mięśniową. Podczas snu nogę trzymałam na podwyższeniu, aby krew sama odpływała w kierunku serca. Swój los całkowicie powierzyłam Matce Najświętszej. Wierzę, że to Ona przywiodła mnie 8 marca 1998 r. do kościoła w Rumi na Mszę Świętą z modlitwą o uzdrowienie. Byłam tu po raz pierwszy. W tym właśnie dniu – w Dniu Święta Kobiet, tu w kościele podczas modlitw o uzdrowienie otrzymałam od Boga najcenniejszy dar – łaskę uzdrowienia. Kiedy kapłan, który podczas Mszy Świętej w tym dniu głosił Słowo Boże – homilię, modlił się nade mną, coś nagle odezwało się w moich zakrzepniętych żyłach – nie było to bolesne. Bardzo to przeżyłam. Uwierzyłam, że Bóg dotknął mnie swoją mocą i chce mi pomóc. Do domu wraz z rodziną, wróciłam bardzo szczęśliwa. Czułam, że mogę odstawić wszystko, co wiązało się z moim kalectwem: wspomagającą krążenie pończochę, nocną podpórkę i co najważniejsze – leki przeciwzakrzepowe. Tak też zrobiłam jeszcze w tym samym dniu. W następne kolejne dni dużo podróżowałam, całymi godzinami – pieszo, ciesząc się nową mocą i odzyskanym zdrowiem. Pierwsze dni - to była wielka fascynacja, bo przeżywałam teraz proces bardzo łagodnego, ledwie odczuwalnego, bezbolesnego odblokowywania się moich zakrzepniętych żył. Proces ten przebiegał bezpiecznie, nie tworząc zatorów z zakrzepniętej krwi. Po niecałych dwóch miesiącach zrobiłam bardzo dokładne badania komputerowe krążenia krwi w lewej nodze. Lekarz orzekł, że nie mam żadnej zakrzepicy. Dla lekarza, który robił mi również poprzednie badanie przed dwoma laty, obecny wynik był wielkim zaskoczeniem – niemożliwością. Dla Boga nie ma rzeczy niemożliwych!
CHWAŁA TOBIE PANIE!
Świadectwo o moim uzdrowieniu dałam podczas Mszy Świętej z uzdrowieniami w dniu 10 maja 1998 r.
        Halina

Serca nasze są pełne wdzięczności głosząc ludziom i całemu światu jak prawdziwe są słowa św. Bernarda: Pomnij o Najświętsza Panno Maryjo, że nigdy nie słyszano, abyś opuściła tego, kto się do Ciebie ucieka, Twej pomocy wzywa, Ciebie o przyczynę prosi...”. Gorąco i z całego serca składamy podziękowanie Panu Jezusowi Ukrzyżowanemu i Najświętszej Maryi Pannie Wspomożenia Wiernych za łaskę uzdrowienia naszego: syna, wnuka, prawnuka i bratanka Cezarego. Czarek urodził się 23.08.1994 r. w Wejherowie jako normalne i zdrowe dziecko. Niedługo jednak cieszyliśmy się jego zdrowiem. Pamiętnego dnia 01.06.1995 r. po dziewięciu miesiącach życia został oddany do szpitala z objawami krwawej biegunki. Stan jego zdrowia z każdym dniem, z każdą godziną pogarszał się. Mimo wysiłku lekarzy i stosownego leczenia choroba postępowała. Szukaliśmy pierwszej pomocy u NMP Wspomożenia Wiernych w Rumi. Wieczorem 4 czerwca 1995r. ks. Marek B. odprawił Mszę Świętą z udziałem naszej najbliższej rodziny w intencji przywrócenia zdrowia Cezarego. W nocy z 4 na 5 czerwca choroba osiągnęła swój szczyt – zablokowała pracę nerek. Zdecydowano natychmiast o transfuzji krwi i przewiezieniu dziecka do Akademii Medycznej w Gdańsku. Karetka Pogotowia Ratunkowego wiozła nie w pełni przytomnego Czarka, podłączonego do kroplówki pod czujnym okiem lekarza trzymającego dziecko cały czas podróży na rękach. Dziecko zostało przyjęte do Akademii Medycznej na oddział Nefrologii w stanie ciężkim. Tego samego dnia w godzinach popołudniowych chłopiec został jeszcze przewieziony do Szpitala Wojewódzkiego w Gdańsku na Oddział Chirurgii Dziecięcej celem przeprowadzenia operacji wszczepienia urządzenia platynowego do otrzewnej. Operacja odbyła się około godz. 21.15 – zakończona sukcesem. Około północy Czarek wrócił na Oddział Nefrologii AMG i tam trwała dalsza walka o jego życie. Dializowano go co 15 minut przez kilka dni. Stan dziecka był zawsze bardzo ciężki i poważny, momentami krytyczny. Nie ustawaliśmy w modlitwie, trwaliśmy w niej codziennie. Druga Msza Święta błagalna o życie odbyła się po trzech dniach, znów u stóp NMP Wspomożenia Wiernych w Rumi, sprawowana przez ks. Marka B. We czwartek tj. 8 czerwca 1995r. ks. Marek B. udzielił Czarkowi sakrament Namaszczenia Chorych. Choroba nadal czyniła swoje, nie ustępowała ani na krok, spustoszyła organizm, zaatakowała nerki, wątrobę, jelita i serce. Pozostał jedynie z najważniejszych organów jeszcze do zaatakowania mózg. Czarkowi reagowały tylko oczka, które zwrócone były wciąż w stronę rodziców lub dziadków. Nie jadł, nie ruszał rączkami ani nóżkami, nie oddawał moczu, był opuchnięty, pełen wody, podłączony do żywienia pozajelitowego. Rozpoznanie choroby: bakteria „proteus vulgaris, bakteria odporna na działanie antybiotyków. Szanse na życie nikłe, a na normalne prawie niemożliwe – zdaniem lekarzy. Jednak walka organizmu z tą przykrą bakterią i jej następstwami trwa nadal. Modlimy się w domach, w podróży, w każdej wolne chwili o jego zdrowie i życie. Przyjmujemy Komunię Świętą przez cały czas. Matka Czarka, która jeździła odwiedzać go codziennie w Akademii, a była w stanie błogosławionym nosząc pod sercem drugie dziecko, podjęła decyzję wyjazdu do Częstochowy i tam jeszcze prosić Matkę Bożą i Pana Boga o zdrowie i powrót dziecka do domu. Uznaliśmy rodzinnie wraz z ojcem dziecka, że nie damy rady podołać trudom podróży i na czas powrócić, ażeby zdążyć do pracy, ale wiemy dobrze, że Matka Boża Częstochowska i Pan Bóg są również w Bolszewie tam gdzie Czarek mieszka na stałe. Rodzice Czarka udali się do Proboszcza miejscowej parafii i poprosili o Mszę Świętą z prośbą o uzdrowienie ich dziecka. Proboszcz chętnie się zgodził i nazajutrz rano 19 czerwca o godz. 7.00 uczestniczyliśmy wszyscy we Mszy Świętej. Matka Czarka, jak zwykle, pojechała odwiedzić dziecko w Akademii, by być przy nim i w tym właśnie dniu tj. 19 czerwca 1995r. Czarek oddał pierwsze krople moczu poprzez własne nerki. Był to dla nas cudowny dzień i jednocześnie decydujący czas o dobrych rokowaniach na przyszłość. Od tego też dnia błysnęła iskra nadziei. Bardzo powoli, ale z każdym dniem choroba słabła i musiała ustąpić. Dziecko zaczęło właściwie reagować, poznawać najbliższych i wyciągać do nich rączki. Wymówił Czarek pierwsze słowo „nana”,  mógł być po kilku dniach wynoszony na powietrze na szpitalnym balkonie. Na pierwszą przepustkę został wypisany ze szpitala na swój roczek tj. 23.08.1995r. Od tamtej pory jest pod stałą opieką lekarza w AMG. Wyniki badań jak do tej pory nie budzą niepokoju. Minęły już 3 lata od tragicznych dni. Nadal należy dziecko poddawać stałej kontroli lekarskiej, ponieważ z doświadczenia medycyny wynika, że może nastąpić nawrót tej przykrej choroby. Czarek jest delikatny, pobudliwy, ma niedowagę ciała i minimalnie zahamowany wzrost. Mimo to jest dzieckiem normalnym, wesołym, żywym, radosnym i mądrym, kochanym przez całą rodzinę.
My rodzice, dziadkowie, prababcia i ciocia głęboko wierzymy, że Czarek uzdrowiony został miłością i mocą Boga Najwyższego poprzez wstawiennictwo Matki Najświętszej. Mądrością Bożą obdarowani byli również lekarze leczący Czarka, którzy wierzyli w Bożą wszechmoc. Nie tracimy nadziei, ufni Bogu i Matce Najświętszej, wierzymy, że będzie wzrastał w zdrowiu. Jedno wiemy na pewno, że Bóg jest wszędzie, a Matka Najświętsza zawsze czuwa i pośredniczy. W głębi serca jesteśmy przekonani, że zostaliśmy wysłuchani i dziecko ocalało. Z całego serca gorąco dziękujemy Panu Jezusowi, Najświętszej Maryi Pannie Wspomożenia Wiernych, Matce Bożej Częstochowskiej za łaskę uzdrowienia Czarka oraz za inne łaski otrzymane w ciągu całego życia. Jako dowód o stanie chorobowym Czarka i naszej prawdomówności załączamy wypis ze szpitala AMG, a w dowód wdzięczności składamy wotum.
Rodzice i rodzina

Ja, Zofia, składam świadectwo cudownej opieki NMP Wspomożenia Wiernych nade mną. Dnia 30 maja 1998r. około godz. 19.00 wracałam z kościoła z nabożeństwa majowego i Mszy Świętej. W pobliżu skrzyżowania ulic Piłsudskiego i Dąbrowskiego zostałam bardzo silnie potrącona przez rozpędzony samochód, który skręcił z jezdni i wpadł na dom przy ul. Dąbrowskiego, odbijając kawał muru. Ja znajdowałam się na linii jazdy tego samochodu. Świadkowie tego wypadku, w tym policja, nie mogli zrozumieć, jak to się stało, że wyszłam z tego zdarzenia żywa, a w najlepszym razie bez złamania kręgosłupa lub kończyn. Zostałam tylko silnie potłuczona. Nazwali to cudem. Ja wiem, mam pewność, że to opieka NMP Wspomożenia Wiernych uchroniła mnie od niechybnej śmierci lub kalectwa. Całe życie jestem Jej wielbicielką. Dzień zaczynam od poświęcenia Jej opiece siebie i swej rodziny a wieczorem dziękuję za otrzymane łaski. T jej opiece zawdzięczam to, że żyję i nie jestem kaleką. Dziękować Jej będę za to do końca swojego życia.

Ja, Kazimiera składam niniejszym świadectwo cudownego ocalenia za przyczyną Matki Bożej. Do Patronki naszej parafii – Najświętszej Maryi Panny Wspomożenia Wiernych, modlę się stale i uzyskuję wiele łask dla siebie i swojej rodziny. Dnia 31 maja 1998r. stało się coś nadzwyczajnego. Wracałam z kościoła po Mszy Świętej ok. godz. 19.00. Idąc do domu modliłam się jeszcze. Minęłam skrzyżowanie ulic Dąbrowskiego i Piłsudskiego, gdy nagle rozpędzony samochód wpadł na chodnik i z dużą siłą uderzył w dom, obok którego właśnie przechodziłam. Wybił tuż obok mnie dużą dziurę w ścianie domu. Świadkowie tego wydarzenia byli przekonani, że zginęłam. Policjanci badający okoliczności wypadku też nie mogli zrozumieć, jak to się stało, że żyję. Ja natomiast nie mam wątpliwości, dlaczego ocalałam. Jestem niezłomnie przekonana, że ocaliła mnie opieka NMP Wspomożenie Wiernych, nasza Patronka. Do końca życia będę Jej dziękowała za to ocalenie.

Chwała niech będzie Panu naszemu Jezusowi Chrystusowi! Dzisiaj, kiedy zbliża się rok od cudownego uzdrowienia mego serca, daję drugie świadectwo – chociaż tworzy to jedną całość. Muszę wspomnieć o moim cudownym uzdrowieniu serca – tu w tej Świątyni Najświętszej Maryi Panny Wspomożenia Wiernych, podczas Mszy Świętej o uzdrowienie (ustnie i pisemnie dałem świadectwo). Dobry Pan uzdrowił nie tylko moje serce. Uleczył także mój woreczek żółciowy. Miałem kamień wielkości: 21mm długości i 1 cm grubości – co jest potwierdzone przez USG i zdjęcia. Ponieważ moje dolegliwości zanikły, postanowiłem zrobić ponowne badania. Dnia 27 lipca 1997r. zrobiłem USG woreczka żółciowego. Doktor nie stwierdziła żadnego kamienia. Pani doktor po obejrzeniu moich poprzednich wyników – stwierdziła, że nie jest możliwością, aby kamień takiej wielkości wydalić przez przewody żółciowe. Wierzę, że Jezus Chrystus uleczył mnie całkowicie na ciele i duszy! Chwała Panu! Pan jest naszym jedynym lekarzem!
        Józef C.

Ofiarowuję jako wotum wdzięczności Matce Bożej Wspomożycielce Wiernych – Rumskiej,
ten złoty łańcuszek z serduszkiem. Wotum wdzięczności za łaskę całkowitego nawrócenia za przyczyną Rumskiej Wspomożycielki mego męża Alfonsa, mieszkającego w Rumi. Jest to również wotum za Jego szczęśliwą śmierć. Zmarł w Uroczystość Chrystusa Króla w Godzinie Miłosierdzia. Wyrażam tym sposobem moją ogromna wdzięczność Bogu przez wstawiennictwo Matki Bożej Wspomożycielki Wiernych w naszym kościele parafialnym.
       Wdzięczna żona

Składam wota dziękczynne za cudowne uzdrowienie mnie 14 czerwca 1998 r. na Mszy Świętej o godz. 16.00 o uzdrowienie. Uzdrowienie polegało na tym, że jako palący papierosy przestałem palić i od czasu jak wyszedłem po tej Mszy z kościoła, do tej pory nie miałem papierosa w ustach. Drugie uzdrowienie , które nastąpiło na Mszy o uzdrowienie, to uzdrowienie z choroby gardła, na Mszy listopadowej, chyba 11 listopada, jeżeli się nie mylę. I za przyczyną Matki Bożej Wspomożenia Wiernych będąc jeszcze młodym człowiekiem, mając 18 lat moja Matka modląc się przed obrazem Matki Bożej Wspomożenia Wiernych w naszym kościele wyprosiła dla mnie zdrowie i dzięki tym modlitwom zostałem cudownie uzdrowiony, gdy lekarze nie dawali mi żadnych szans.
       Grzegorz G.

Matko Wspomożenie Wiernych Twoja córka Zenobia składa na Twoje ręce z głębi serca płynące podziękowanie za opiekę nade mną. W ciągu wszystkich lat mojego życia były wzloty i upadki, a Ty byłaś i jesteś zawsze ze mną. Przebyłam 5 poważnych operacji, dwie ginekologiczne, dwie na tarczycę i jedną na woreczek żółciowy. Poza tym mam ześlizg kręgu w kręgosłupie. 12 lat temu przebyłam zawał serca. Ty Mateńko okrywałaś mnie i okrywasz swoim płaszczem. Od 10-ciu lat jestem na II-giej grupie inwalidzkiej. Lekarze uznali, że nie mogę podjąć żadnej pracy, a Ty Maryjo i tylko Ty pomagasz mi. 8.12. mija 5 lat pracy w Świetlicy Terapeutycznej p.w. Św. Jana Bosko. Za to składam na kolanach dzięki.
        Wdzięczna Zenobia

Ponad 30 lat paliłam papierosy. Od 5 lat usilnie starałam się wyzwolić z tego nałogu. Miałam nawet małe sukcesy (okupione b. dużym wysiłkiem) – okresy bez papierosa wynosiły po kilka dni, raz nawet około 3 tygodni. Próbowałam przez te pięć lat przeróżnych środków, które miały mi pomóc – na próżno to wszystko było. Wielu moich znajomych uważało, że wyzwoliłam się już z nałogu, że jeśli palę w towarzystwie to dlatego, że chcę. A prawda była taka, że głód nikotynowy był nie do pokonania na dłużej, oraz w towarzystwie osób palących. Nie mogłam sobie z tym poradzić, to upokarzało. 11 kwietnia, w Święto miłosierdzia Bożego w tym kościele usłyszałam takie zdanie, które ksiądz czytał: „Pan uzdrawia osoby z nałogu palenia papierosów, które o własnych siłach nie mogą się wyzwolić z tego nałogu”. Westchnęłam tylko w duchu – Boże, a ja? Płakałam potem codziennie, gdy uświadomiłam sobie, że Jezus mnie tam też dostrzegł. Miałam również takie momenty, że prawie czekałam, kiedy mnie dopadnie to, czego nie mogłam opanować przez tyle lat, kiedy zacznę palić??
Myślałam nawet, że może w sytuacjach trudnych lub w gronie palaczy, wróci dawne?
Otóż nie!!! Cały czas czuję się tak, jak bym nigdy w życiu nie paliła papierosów! Takiego uczucia do tej pory nie znałam. Jestem szczęśliwa! Tylko Jezus uzdrawia naprawdę i bez Jego łaski nic uczynić nie możemy!!! Teraz to ZROZUMIAŁAM!!! Dziękuję Ci Panie Jezu!!!!! Kocham Cię i pragnę Twojej chwały!!!!
       Zofia

Dnia 30.05.1993 roku urodził się pierwszy nasz syn Janek. Bardzo chciałam podziękować za niego Najświętszej Maryi Pannie „Wspomożenie Wiernych”, ponieważ tu przychodziłam i prosiłam o syna. Do tej pory nie udawało mi się donosić dziecka – następowało poronienie wczesne.
Jaś urodził się w 34 tygodniu ciąży, Był rozwinięty na tyle by samodzielnie żyć. Dzisiaj ma już 6-lat i ma przeciętne problemy ze zdrowiem. Wszystko wskazuje na to, że będzie też dobrym uczniem.
Przez całą ciąże czułam wyraźnie opiekę i prowadzenie najukochańszej Matki Maryi.
Wszystko co działo się wokół mnie wtedy było dobre i korzystne dla dziecka. Jako rodzina chcielibyśmy podziękować Maryi za syna i za opiekę ofiarowując jako Votum KRZYŻYK – który otrzymałam od chrzestnej matki na I Komunię Świętą wraz z łańcuszkiem od mojej mamy.
Wiesława i Alfred

Dziękuję Ci Matuchno Najświętsza za ocalenie życia i powrót do zdrowia syna Czesława, który dnia 05.05.1998r. uległ ciężkiemu wypadkowi samochodowemu. Królowo Kapłanów proszę Cię wyproś mu u Syna swego łaskę wiernego trwania przy Bogu i służenia tym, których postawisz na jego drodze.
Wdzięczna mama.
Emilia

Dziękuję Ci Mateńko Boża Wspomożycielko Wiernych za okazaną mi Łaskę i pomoc w uzyskaniu trzeźwości. Dzięki Twojej Mateńko pomocy po 30 –latach picia alkoholu od 13 października 1993 roku nie wziąłem alkoholu do ust. Proszę Cię bardzo o dalszą pomoc i wspomaganie. Na dowód mojej wdzięczności pragnę Ci Mateczko Najdroższa ofiarować Medalik który towarzyszył mi na nowej drodze życia w trzeźwości.
      Ryszard

Nasza Mateńko Przenajświętsza,
dziękujemy Tobie za to, że wysłuchałaś nasze prośby. Wierzymy że za Twoim wstawiennictwem Pan uleczył mnie z nałogu pijaństwa a mojej żonie i córce przywrócił radość życia Dar ten otrzymaliśmy 24.09.1994r. I dzięki Tobie Wspomożycielko Wiernych łaska ta trwa do dzisiaj. Prosimy o dalszą pomoc i opiekę nad całą rodziną.
W podzięce Tobie Maryjo składam różaniec.

Składam podziękowanie N.M.P. Wspomożenia Wiernych za przyczyną której otrzymałem Łaskę uzdrowienia z ciężkiego z ciężkiego wypadku oparzenia ciała.
Dnia 14.08.1962r. uległem wypadkowi oparzenia ciała, wykonując pracę konserwacji kotła okrętowego w zakładzie pracy. Płomień wywołany rozbiciem środków konserwujących i rozbiciem żarówki oświetlenia miejscowego zajął moje ubranie i ciało. W stanie krytycznym zostałem odwiedziony do Szpitala Morskiego w Gdyni-Redłowie. Diagnoza lekarzy brzmi: oparzenia ciała I, II, III, stopnia, 40% ubytku skóry właściwej, stan bardzo ciężki – rokujący 4 dni życia. Czwartego dnia rano – wysoki stan gorączki, z którym nie mogą sobie poradzić lekarze. Proponują mi amputację lewej nogi, na którą nie wyraziłem zgody. Po krytycznym okresie Ordynator Dr. Schleifer i Dr. Jan Nowoczyn oznajmili: Jest to przypadek jeden na tysiąc, w którym zostałem przy życiu – i my jako ludzie zrobiliśmy wszystko co możliwe.
PODZIĘKUJ BOGU ŻE ŻYJESZ.
Okres rehabilitacji trwał dwa lata z przerwami od 14.06.1962r. do 1968r., w tym czasie miałem kilka operacji plastycznych bez rezultatów. Po wypadku otrzymałem II grupę inwalidzką zaszeregowany w III (dołączam kopie dokumentu).
Od tego czasu minęło 37 lat. Cały czas polecam siebie i moją rodzinę opiece N.M.P. Wspomożenia Wiernych do której codziennie odmawiam Różaniec św.
Dziękuję stokrotnie za ŁASKI okazałe mi w wyleczeniu moich ran. Od roku 1946 służyłem do mszy św. w naszej małej Kaplicy – przed Twym Obrazem Wspomożycielki Wiernych prosząc o ŁASKI – a obecnie w pięknej świątyni – dziękuję za dar życia.
Maryjo Wspomożenia Wiernych w Tobie o Maryjo pokładam całą nadzieję. Ty nie zapomnisz o cierpiących dzieciach swoich.
Wspomóż mnie Matko Wspomożenie Wiernych, daj siłę bym z ręki Jezusa cierpliwie przyjął każdą dolegliwość, przywróć mi zdrowie bym mógł Cię wychwalać i wielbić za życia.
Twój wielbiciel Marian

W podziękowaniu za otrzymaną łaskę zdrowia. Przez długi okres cierpiałam na bezsenność i po uczestniczeniu w kilkunastu Mszach Św. o uzdrowienie i regularnie uczęszczanych nowennach do Maryi Wspomożenia Wiernych dostąpiłam w/wym łaski.
Maria

Moje Świadectwo Uzdrowienia
Na imię mam Krystyna Moja chorobą był guz w rdzeniu szyjnym. Objawami choroby był straszny ból głowy, w jednym miejscu i ucisk na lewą nogę, która utykała i rękę. Zrobiłam wszystkie z możliwych badań, lekarz powiedział że operacja musi być jak najszybciej inaczej grozi mi paraliż nóg i rąk oraz problem z oddychaniem co by mógł spowodować uduszenie mnie . Operacja była ryzykowna, guz o wielkości 2 cm. Małe podobieństwo było usunięcie guza całego, praktycznie jedna na milion w takim układzie nerwowym. Onkolog mówił że nie wykluczone lampy albo chemia. Operacja odbyła się 03.02 1999r w Akademii Medycznej w Gdańsku, skończyła się sukcesem, mogłam na drugi dzień poruszać nogami i rękoma. Na czwartą dobę stawiali mnie na nogi. Rezonans magnetyczny po operacji był doskonały, nie pozostał ślad guza, została jedynie dziura. Wynikiem guza okazał się nowotwór. Przez cały ten czas była ze mną wspólnota, która się modliła o moje uzdrowienie, moja rodzina i znajomi. Chcę podziękować Bogu za tą Łaskę którą otrzymałam, że nie opuścił mnie w tak ciężkiej chwili, okazał mi swe miłosierdzie i spowodował że moja wiara jest silniejsza, głębsza, nie tracę nadziei, bo wiem że Bóg jest zemną.    CHWAŁA BOGU.
Świadectwo Krystyny


Składam Vota dziękczynne w postaci dwóch złotych obrączek. My Jan i Barbara będący przez 33 lata w związku niesakramentalnym, doznaliśmy łaski nawrócenia dzięki Matce Bożej Wspomożenia Wiernych w kościele Ojców Salezjanów w Rumi.
Opaczność Boża doprowadziła nas do sakramentu małżeństwa, który zawarliśmy w obecności przewielebnych Ojców Salezjanów w ostatnim dniu tygodnia Miłosierdzia Bożego t.j. 09.10.1999r.
Ja Barbara proszę, Ciebie Matko Boża, żebym już nigdy nie przestała kochać Pana Boga Naszego.
Ja Jan dziękuję za powrót do wiary katolickiej.
Jan i Barbara

Na Chwałę Bogu a ludziom na świadectwo.
Od grudnia 1998r. nawracające infekcje górnych dróg oddechowych, leczony przeciwzapalnie. W marcu 1999r. wykonano rtg płuc, stwierdzono cień wieloznaczny. Wykonano bronchoskopię i pobrano w oddziale chorób płuc szpitala miejskiego w Gdyni wycinek do badania historio-patologicznego. Stwierdzono ca mierocellulare (rak drobnokomórkowy). Chory zostaje skierowany i przyjęty na oddział chemioterapii celem rozpoczęcia chth wg schematu EP z powodu raka drobnokomórkowego płuca lewego, zlecono  4 cykle chemioterapii. Trwa to do 21 lipca 1999r. Wynik badania radiologicznego tomografii komputerowej na koniec lipca. Obraz klatki piersiowej stabilny w porównaniu z badaniem z 21.04.br., zmiana patologiczna w rzucie wnęki lewej bez zmian, tak jak poprzednio. W tym czasie proponują zabieg operacyjny. Mąż wyraża zgodę na operację. W czasie całej choroby prosimy Pana Jezusa Chrystusa aby On został naszym Lekarstwem , aby prowadził nas. Jemu ofiarujemy nasze cierpienie, łzy, ból. Wszystko składamy w Jego święte rany. Przychodzi taki Boży pokój, wewnętrzne wyciszenie, trwamy w Eucharystii. Mąż przyjmuje namaszczenie- Sakrament chorych, jesteśmy spokojni. W czerwcu 13(dzień Matki Bożej Fatimskiej) Jesteśmy w Parafii Matki Boskiej „Wspomożenia Wiernych w Rumi na mszy św. z modlitwą o uzdrowienie, w czasie której mąż czuje mocny ból w okolicy guza. Przez cały czas trwamy na modlitwie, wspomagani przez wielu życzliwych ludzi, pościmy. Zaczynają się poprawiać wyniki badań krwi. Na początku choroby duży spadek masy ciała /17kg/ następnie spada hemoglobina, płytki krwi. A potem wszystko się zmienia, bardzo szybko poprawia się morfologia, waga ciała się stabilizuje ma dobry apetyt. Zmienia się struktura włosów, włosy po chemioterapii nie wypadają, nie ma odruchów wymiotnych czuje się dobrze. W lipcu mąż jedzie na pielgrzymkę na Jasną Górę, podróż znosi dobrze. Ja wysyłam list do Gidli z prośbą o Mszą św. cały czas jesteśmy w Panu w Eucharystii. W sierpniu otrzymujemy list że w Sanktuarium Matki Bożej Gidelskiej odprawiona zostaje Msza św. w intencji Zbigniewa z prośbą o zdrowie. W dniach 23-31 sierpnia 1999r. W tym samym tygodniu otrzymujemy zawiadomienie że mąż ma zgłosić się na operację do A.M.G w uroczystość N.M.P. Częstochowskiej mąż idzie do szpitala, następnego dnia jest operacja która trwa cztery godz. przebiega bez komplikacji i w środę 1 września odbieram męża ze szpitala. Lekarz po operacji mówi że guz nie jest złośliwy ale go usunęli dla bezpieczeństwa. Czekamy na badanie i wynik z katedry Zakładu Patomorfologii. Przychodzi wynik, nie ma nowotworu. Otrzymaliśmy wielki dar od Boga, nowe życie w Jezusie Chrystusie. Dziękujemy Ci Niebieski Lekarzu, chwała Tobie Panie.           
                                       Wdzięczne dzieci -  Mirosława i Zbigniew

Syn zachorował mając 17 lat tj. w 1982 roku. Kilkakrotnie przebywał w szpitalu. Stan jego choroby raz dobrzał, a raz się nasilał, tak różnie bywało. Już od roku 1994 nie przebywa w szpitalu – a stan jego zdrowia jest przez cały czas stabilny i zadowalający. To właśnie przez wstawiennictwo Maryi Wspomożycielki tak się stało, ponieważ wszystko postawiłam na Boga i Maryję. Gdyż wyczytałam – Kto bardziej kocha syna czy córkę nie jest moim uczniem i nie wejdzie do Królestwa Niebieskiego. Lecz nie bardzo to akceptowałam. Prosząc i błagając Wspomożycielkę, abym umiała pogodzić się z wolą Bożą raptownie wypowiedziałam – niech będzie Panie Boże tak jak chcesz. Wówczas wstąpił we mnie taki pokój, który nie da się opisać, nie troszcząc się już na wymiar. Bo tak to cudownie czułam, że właśnie w tej chwili nasza Rumska Wspomożycielka okrywała mnie swym płaszczem.
       Maria

  3 lata temu zachorowałam na bardzo silną nerwicę lękową. Nie mogłam pozostawać sama w domu. Było to bardzo uciążliwe dla mnie samej, a przede wszystkim dla rodziny. Miałam świadomość, że dzieje się ze mną coś złego. Wracając od lekarza, bez szczególnej nadziei na skuteczność pobieranych leków, wstępowałam do naszego kościoła, klękałam przed oszklonymi drzwiami i gorąco polecałam Matuchnie Bożej moje zdrowie. Prosiłam Ją, błagałam, by uprosiła mi u Swojego Syna łaskę powrotu do równowagi i zdrowia. Pewnego dnia, gdy tak się modliłam, odczułam jakieś silne natchnienie, by jak najczęściej przystępować do Komunii św. Po wielokrotnym uczestniczeniu w pełni we Mszy Świętej coraz bardziej zaczęłam odczuwać wewnętrzne umocnienie. Ustępowały nadmierne lęki, wracał spokój i siła opanowania. Jestem przeświadczona, że tę wielką łaskę otrzymałam w darze od naszej Niebieskiej Wspomożycielki.
Chcę także z całego serca, jak tylko potrafię serdecznie podziękować Matce Bożej za jeszcze jedną łaskę. W młodości urodziłam dwoje dzieci. Pierwsze przez cesarskie ciecie. Drugiego dziecka też nie mogłam urodzić naturalnie, więc radzono mi dziecko usunąć, na co oczywiście nie zgodziłam się pokładając całą ufność w Bogu i Matce Najświętszej. Urodziłam dziecko, także przez cesarskie cięcie – zdrowe i całe. Niestety, po drugim cięciu pozostała mi przepuklina, z którą męczyłam się przez 40 lat. Dwa lata temu dostałam silny atak, objęła mnie martwica i na syrenie zawieziono mnie do szpitala. Operacja była bardzo poważna. Usunięta została przepuklina 1,40m. cienkiego jelita. Leżałam na intensywnej terapii pod aparaturą. Wydawało się, że życie moje się kończy Przyjęłam sakrament namaszczenia. Wzywałam Matkę najświętszą gorącymi aktami, modliła się także cała moja rodzina, szczególnie dzieci, już teraz dorosłe. Łaskę uzyskaliśmy i to niemal natychmiastowo, bo zaraz po otrzymaniu Sakramentu Namaszczenia poczułam się lepiej i później z każdym dniem, ku zdumieniu lekarzy, nabierałam sił i powracałam do zdrowia. Dziś dziękuję Matce Najświętszej za wszystko co dla mnie uczyniła w całym moim życiu, a szczególnie za zdrowe dzieci, powrót do zdrowia i szczęśliwą operację. Niech Matka Najświętsza będzie pochwalona i Jezus uwielbiony na wieki.
        Marianna

Siostra moja śp. Jadwiga od roku 1990 bardzo cierpiała na nogi. Trzy razy złamała prawą nogę. Po trzecim złamaniu utworzył się na nodze wrzód, który nie chciał się zagoić. Trzeba było znowu zawieźć Jadwigę do szpitala w Wejherowie. Trochę podleczoną odesłano z powrotem do domu. Rana nie goiła się, ale coraz bardziej się rozszerzała i bardzo ją bolało. Wezwałyśmy lekarza prywatnie, który przyjeżdżał codziennie i robił okłady, stosując najlepsze maści i pastylki. Nie było poprawy. Jeszcze raz udałyśmy się do szpitala. Lekarz w szpitalu powiedział, że noga jest nie do wyleczenia. Trzeba nogę amputować, albo Jadwiga umrze. Dowiedziałam się, że Jadwiga zgadza się na amputację, co mnie ucieszyło, bo mogłaby z tym żyć. Na drugi dzień była mała poprawa, ale choroba przeszła do mózgu. Po paru dniach Jadwiga zasnęła i zmarła we śnie dnia 26 grudnia 1995r. o godz. 13-tej. Otrzymałam telegram o śmierci Jadwigi dn. 27 grudnia wieczorem. Czytałam go 17 razy i nie mogłam temu uwierzyć, ani zrozumieć. Obie z siostrą Jadwigą modliłyśmy się kilka razy codziennie. Odmawiałyśmy różaniec, nowenny, modlitwy do miłosierdzia Bożego o zdrowie i do Wspomożycielki o wytrwałość i o pomoc ... Zrozpaczona, myślę, że tyle modlitw, Mszy Świętych, Komunii Świętych nie pomogły ... ale zaraz przychodzi mi na myśl, że w „Ojcze nasz” codziennie wymawiamy „bądź wola Twoja”, a w Ogrójcu kiedy Jezus modlił się tymi słowami: „Ojcze , jeśli chcesz, zabierz ode mnie ten kielich. Jednak nie moja wola, lecz Twoja niech się stanie”. I wtedy głośno powiedziałam: „Bądź wola Twoja!”. Tak miało się stać. Tak Bóg chce, a nie ja, szary człowiek chcę. „Bądź wola Twoja!” I w tym momencie coś się ze mną zrobiło nie mogłam siebie zrozumieć. Tak musi być, wszystko jest w porządku. Skończyły się cierpienia Jadwigi i ona jest szczęśliwa. Modlitwy zostały wysłuchane, ale według planu Bożego, a nie jak my chcemy. Żadnej rozpaczy, żadnego żalu za Jadwigą, ani żadnej łzy nie uroniłam i ciągle tylko myślę, że jestem jakimś innym człowiekiem. Zaczęłam wszystko robić co potrzeba ze spokojem. Wyczuwam nad sobą Opatrzność Bożą i ogromną pomoc Wspomożycielki, bo do niej modliłyśmy się z Jadwigą. Niech będzie Bóg uwielbiony w swoich Aniołach i swoich Świętych. Niech będzie pochwalona Najświętsza Maryja Panna Wspomożenie Wiernych.
       Zofia

Podziękowanie Matce Bożej za:
szczęśliwe uzdrowienie córki z ciężkiej choroby
za szczęśliwe wyjście córki z wypadku drogowego.
ad.1. Córka w wieku 7 lat zachorowała na odrę, anginę i szkarlatynę. Stan zdrowia był bardzo ciężki. Wezwany lekarz przyjechał i stwierdził iż stan jej jest tak ciężki, że powinna zostać odwieziona do szpitala. Ja – ojciec obecny sam w domu, gdyż żona znajdowała się u drugiej córki - 350 km od miejsca zamieszkania, bałem się podjąć takiej decyzji i oddać córkę do szpitala. Prosiłem lekarza, by temu zaradził na miejscu i pozwolił zostać w domu. Wówczas obecny lekarz powiedział, że daje zastrzyk, po którym może nastąpić śmierć, albo poprawa. Zaznaczył jednak, bym nie pozwolił córce zasnąć. Nosiłem ją wtedy na rękach i klękałem z nią przed obrazem Matki Bożej modląc się by wyszła z tej choroby. Wezwana do powrotu telegramem żona nie wiedziała co zastanie w domu. Jechała do domu bardzo przygnębiona. Kierowca taksówki, którą jechała, dziwnym zbiegiem okoliczności wszystko jej opowiedział, gdyż przywoził lekarza do córki. Wtedy jeszcze bardziej denerwowała się, że może zastać w domu krytyczną sytuację. Podjeżdżając pod dom, zobaczyła w oknie siedzącą córkę o własnych siłach. Wiem, że wiara w Matkę Bożą i modlitwy do Niej pomogły w ocaleniu jej  życia.
ad.2. Ta sama córka w wieku już 21 lat jechała samochodem osobowym i czekając na możliwość skręcenia, samochód został stuknięty przez samochód ciężarowy „Kamaz” i rzucony pod nadjeżdżający samochód „Star”. Wtedy też Matka Boża miała ją w swej opiece, gdyż samochód, którym jechała był tak uszkodzony, że wydawało się, że nikt z niego nie mógł wyjść cało, a jej nic się nie stało.

Mateczko Kochana! Z gorącym sercem i łzami w oczach, zwracam się do Ciebie o Matko Wspomożycielko, z podziękowaniem za odebrane błogosławieństwa płynące z Twego  Matczynego Serca. Dziękuję Ci za zdrowie które wróciłaś mojemu choremu mężowi, za zdrowie, którym i mnie obdarowałaś w trudzie wychowywania pięciorga dzieci i opieki nad chorym mężem. O Matko, Tobie zawierzyłam, w Twoje ręce oddałam los mojej rodziny, a Ty mnie nigdy nie opuściłaś. Dziękuję Ci Matko za wszystko, coś uczyniła.
Twoja wierna służebnica.

Mam lat 88. Od dłuższego czasu cierpię na niedowład nóg, drżenie ręki, bardzo słaby słuch i ogólne wyczerpanie. Trudno mi wykonywać prace fizycznej, raczej prace ręcznej. Muszę mieć pomoc domową. Sama nie dam rady. Wiosną trzeba było zająć się ogrodem. Skopał mi ktoś ogród, ale trzeba było porobić grządki, zgrabić, zasiać i okopać  i oczyścić ganki. Nie było pomocy, każdy zatrudniony w pracy. Trzeba było przymusić się do tej pracy, za trudnej na moje  siły. Udałam się z prośbą do Matki Bożej Wspomożycielki o pomoc w ogrodzie. Dzień po dniu, powoli grabiłam, robiłam grządki, siałam i po ukończeniu zdziwiłam się, że tyle dokonałam sama bez pomocy. Wyczułam pomoc Pani Wspomożycielki.
Opisałam jeden fakt pomocy Maryi Wspomożycielki, ale wyczuwam taką pomoc w wielu innych czynnościach, pracach domowych, umysłowych. Nieraz nasuwają mi się  myśli, aby zrobić to czy owo, aby napisać komu list, lub ująć się za jakąś sprawę; wtedy zaniecham niejeden zamiar, ale coś mnie nęci, aby to wykonać. Wyczuwam, że pociąga mnie do tego Matka Boża  przez Ducha św. i widzę że dobrze zrobiłam i skutki są dobre. I to co robię, lub piszę, to nie są moje własne myśli, to są natchnienia jakiś od Boga.
W tym wszystkim WYCZUWAM pomoc Maryi Wspomożenia Wiernych. Od paru lat gorąco modlimy się ze siostrą o łaskę powrotu do zdrowia – prosimy Chrystusa i Matkę Bożą o cud, odmawiamy nowenny, ale mała jest poprawa, nieraz  niedomagania wzrastają. Czemu? Tyle cudownych uzdrowień dokonał Chrystus, a mnie się pogarsza. Nie ma rady. Taka jest Wola Boża – Chrystus stokrotnie więcej cierpiał. Bądź wola Twoja, nie narzekam, bo tak być musi. Tylko proszę Maryję Wspomożecielkę o pomoc, abym mogła z tymi nie domaganiami wykonywać to, co do mnie należy i z tym jestem zadowolona. Za wszelką pomoc składam N.M.P. Wspomożenia Wiernych serdeczne podziękowanie, oraz Sercu Jezusowemu część i chwała.
Zofia

Jako Wierny Czciciel Najś. Maryi Wspomożenia Wiernych przy parafii w Rumi. W ruku 1975 doznałem wylewu, czego wynikiem był prawostronny paraliż. Jako wierny wielbiciel Maki Bożej Wspomożenia Wiernych doznałem Łaski uzdrowienia, tak że mogłem jeszcze normalnie poruszać się i pracować. Zostałem skierowany na rentę inwalidzką trzeciej grupy. W dniu 29 czerwca 1995r. ponownie zachorowałem. Lewa strona ciała doznaje paraliżu. Przebywając w szpitalu w Wejherowie, nie mogąc się nawet poruszać. Po miesięcznym pobycie, wciąż jednak gorąco modlę się do Rumskiej Wspomożycielki, doznałem cudownego uzdrowienia. Chociaż otrzymałem tym razem pierwszą grupę inwalidzką, mogę jeszcze o własnych siłach poruszać się. Wierzę iż uzdrowienia tego doznałem za przyczyną tej do której tak gorąco się modlę to jest do Matki Bożej Wspomożycielki Rumskiej. Zawsze wierny twój sługa.
Stanisław.

O Matuchno Najświętsza Wsponożenie Wiernych:
Dziękuję Ci za wszystkie Łaski i dobrodziejstwa i piszę gorąco o pomoc Bożą na każdy dzień życia bym mogła się uświęcić, przez godne przystępowanie do Sakramentów Św., modlitwe, godne wypełnianie moich obowiązków i śmierć szczęśliwą i dobrą wieczność.
Polecam Ci moją Rodzinę, Zgromadzenie wszystkich zagrożonych powodzią i proszę o Twoją Motko opiekę i potrzebne łaski dla wszystkich, dla ich ciała i dusz.

W dniu 08.10.1993r. podczas przerwy między lekcyjnej Nasz syn  Maciek Brzeski spadł z płotu okalającego boisko szkolne i doznał bardzo poważnego urazu mózgu i pnia mózmu. Pierwszą operację przeszedł w szpitalu w Wejherowie, tego samego dnia około godz. 18.00. Podczas trwania tej operacji my modliliśmy się wspólnie z księdzem kapelanem w Kaplicy szpitalnej o zdrowie dla Maciusia i o pomyślny przebieg operacji. Niestety, po zakończonej operacji lekarz operujący miał dla Nas bardzo złe wieści. Stwierdził że nie ma krwiaka, ale jednocześnie jest bardzo duży obrzęk mózgu i określił stan Maciusia jako bardzo ciężki. Podjęto decyzję na przetransportowanie Maciusia do Gdańska na badanie tomokomputerowe, uprzedzając nas, że dziecko może nie przeżyć tej drogi. Myślimy że dziecko przeżyło dzięki gorącym modlitwom i Opatrzności Bożej. Dziecko Nasze dojechało żywe do szpitala im. Kopernika w Gdańsku, gdzie badanie komputerowe wykazało rodzaj i rozległość urazu, (opis badania w załączniku). Podjęto decyzję o następnej operacji. Przed jej rozpoczęciem lekarz uprzedził nas, iż dziecko jest w bardzo ciężkim stanie i może nie przeżyć operacji. Operacja trwała około 4-ch godzin i po jej zakończeniu około godz. 4-tej rano z wielkim niepokojem w sercu czekaliśmy na wiadomość o jej wyniku. Lekarz , który rozmawiał z Nami po operacji jak i lekarz z oddziału intesywnej terapi na którym Maciuś został przewieziony po operacji nie dawał nam żadnej iskierki nadziei na to, że synek Nasz będzie żył, nie wspominając nawet o szansach powrotu do zdrowia. Po tym co usłyszeliśmy od lekarzy, pozostała nam jedynie nadzieja w Panu Bogu i Matce Bożej. Jeszcze tego samego dnia tj. 09.10.1993r. udaliśmy się do księdza proboszcza J. Worka z prośbą o Mszę świętą i modlitwę w intencji powrotu do zdrowia naszego synka Maciusia. Myśleliśmy że to będzie tylko jedna Msza święta o którą prosiliśmy, a tymczasem z ogromnym wznaniem wzruszeniem musimy wyznać iż przez blisko dwa miesiące cały Kościół, księża, siostry, wierni z naszej parafii oraz dzieci ze szkoły ur.8 w Rumi, gorąco modliły się podczas Mszy Świętych jak i w szkole i podczas nabożeństw różańcowych o uzdrowienie Maciusia. Szczerze mówiąc nawet nie byliśmy tego w pełni świadomi, gdyż my jeździliśmy codziennie do Sanktuarium Matki Bożej Brzemiennej w Matemblewie, której opiece poświęciliśmy Maciusia i gorąco modliliśmy się wraz z księdzem kanonikiem F. Kruczem o uzdrowienie naszego synka. Przez okres trzech tygodni Maciuś pozostawał w stanie głęboko nieprzytomnym i bardzo cierpiał z bólu który promieniował od główki. Za każdym razem, kiedy któreś z nas rodziców zostało wpuszczone do Maciusia, to smarowaliśmy go wodą uświęconą ze świętych miejsc objawienia Maryi Matki Bożej tj. wpierw była to woda ze źródła w Licheniu, a następnie ze źródła w Lourdes. Po okresie około dwóch tygodni zaczęto Maciusiowi odłączać kolejne elementy aparatury do której był podłączony i przyszedł dzień kiedy Maciuś zaczął przyjmować pokarm w postaci papki i soków. lecz mimo tych symptomów poprawy, na nasze pytania czy minęło zagrożenie życia, nikt nie potrafił, nie mógł czy nie chciał dać nam pozytywnej odpowiedzi. Wręcz odwrotnie, lekarze ciągle przedstawiali nam przyszłość w „czarnych kolorach”. Mimo tego myśmy głęboko wierzyli, Że nasze modlitwy i modlitwy dzieci oraz prośby zanoszone do Matki Bożej zostaną wysłuchane i Maciuś będzie żył i wracał do zdrowia.
Po trzech tygodniach Maciuś odzyskał świadomość i został przeniesiony na oddział chirurgii dziecięcej. Był bardzo słaby, nie mówił, nie wstawał, nie ruszał rączkami, tylko lewe oczko miał otwarte. Ale łaska Boża nie opuściła Maciusia i pomalutku zaczął powracać do zdrowia.
Każdy następny dzień przynosił coś nowego. Jesteśmy głęboko przekonani o tym, że powrót naszego synka do życia i zdrowia zawdzięczamy tylko Matce Bożej i łasce Pana Naszego.
Gorące modlitwy i prośby do Maryi zanoszone przez dzieci i wiernych z naszej parafii zostały wysłuchane i tylko dzięki łasce Pana i Maryi zawdzięczamy, że Maciuś jest dzisiaj z nami.
08.12.1993r Maciuś po raz pierwszy od wypadku był w kościele. W dniu święta Niepokalanej Najświętszej Maryi Panny uczestniczył we mszy dziękczynnej do Matki Bożej, za uratowanie życia Maciusiowi. W tym uroczystym dniu dzieci złożyły Vota w postaci koralików, które ofiarowały Mateczce Świętej w podziękowaniu za uratowanie życia Maciusiowi. Na mszy tej były wszystkie dzieci które modliły się za Maciusia. Kościół był przepełniony. Ksiądz proboszcz poprosił Maciusia, aby pokazał dzieciom za kogo tak gorąco i żarliwie się modliły.
Był to bardzo wzruszający moment dla mnie jako matki, dla Maciusia i myślę że dla wszystkich zgromadzonych w naszej świątyni. Maciuś był zagubiony, nie zdawał sobie bowiem sprawy z tego i nie mogło dotrzeć do jego świadomości że przez cały ten czas gdy on cierpiał dzieci modliły się i prosiły Matkę Bożą o łaskę dla Niego. Nie mógł uwierzyć że tak było, po prostu ta wiadomość nie docierała do jego chorej główki. Rozumiał że dzieci się modlą, ale dla niego było to coś niezwykłego i nie pojętego. Gdy wyszedł na środek, był tak wzruszony że zdołał tylko cichutko wykrztusić jedno słowo „dziękuję” za co został nagrodzony brawami. Myślimy że te brawa i radość były skierowane również dla Matki Bożej za wysłuchanie próśb i modlitw dzieci naszej parafii o przywrócenie naszego synka Maciusia do życia.
W tej chwili minęły już 4 miesiące od wypadku, Maciuś czuje się dobrze. Badania psychologiczne wykazały, że jest rozsądnym i mądrym chłopcem. Iloraz inteligencji ma ponad przeciętny. Pozostał mu tylko częściowy niedowład prawej strony, ale wierzymy że z Pomocą Boską jego rehabilitacja będzie przebiegać pomyślnie aż do całkowitego wyzdrowienia i powrotu do pełnej sprawności fizycznej. Ale najważniejsze jest to, że żyje i że jest z nami. Że Pan Bóg i Mateczka Boska wysłuchała naszych próśb i modlitw dzieci, księży, siósrt zakonnych, którzy przez ten ciężki dla Maciusia okres modlili się i prosili o łaskę dla niego.
Rodzice Grażyna i Jerzy

W styczniu 2000roku minie 10 lat od chwili gdy zostaliśmy mieszkańcami Rumi. Nie znaliśmy wcześniej zgromadzenia Księży Salezjanów, ani kultu do Maryi Wspomożycielki Wiernych. Życie w parafii salezjańskiej stopniowo włączyło nas w życie rodziny salezjańskiej (jesteśmy członkami SWS), a także nauczyło nas uciekać się do pomocy Matki Bożej Wspomożycielki Wiernych w różnych naszych potrzebach. Jedną z próśb ponawianą w comiesięcznych nowennach, a także w naszej modlitwie rodzinnej była prośba o nawrócenie dla mojego Tatusia. Tatuś był oficerem Wojska Polskiego wychowanym w Polsce Ludowej. Ostatni raz korzystał z sakramentu pojednania przed swoim ślubem, a od tej pory był już z dala od Kościoła. Nasze modlitwy, wspólnie z dziećmi, trwały około trzech lat, modliliśmy się szczególnie intensywnie, gdy okazało się, że Tatuś jest chory na raka. Na pięć dni przed swoją śmiercią Tatuś pojednał się z Panem Bogiem – była to sobota, 24 lutego 1996r., po 42 latach życia bez sakramentów. Dzień spowiedzi – miesięczne wspomnienie Matki Bożej Wspomożycielki Wiernych był dla nas widocznym znakiem interwenci Rumskiej Wspomożycielki. Za to niech będzie cześć i chwała naszej ukochanej Niebieskiej Matce. Zaświadczyć może ks. Inspektor Jerzy Worek, który Tatusia wyspowiadał.
   Bożena, Krystyna i Zenon   

Mam na imię Danuta. Pragnę złożyć świadectwo swego nawrócenia.
To Jezus Chrystus mnie odnalazł i chwała Tobie Jezu za tę łaskę, za Twoją Panie wielką miłość i wielkie miłosierdzie, to moje życie było jedną wielką ciemnością. Błogosławię ten dzień, kiedy to Jezus tak naprawdę wkroczył w moje życie. Jezus naprawdę żywy! Całe życie uczęszczałam na niedzielne Msze Święte, praktykowałam modlitwę wieczorną i uważałam się za katoliczkę, i wydawało mi się, że wszystko jest w porządku. Mając – naście lat byłam bliżej Kościoła, nawet uczestniczyłam w życiu Kościoła. Był to dobry okres w moim życiu, ale potem wiele się zmieniło – małżeństwo, dzieci, ścieżki mojego życia się poplątały ... Oczywiście nadal praktykowaliśmy całą rodziną chodzenie do kościoła w niedziele, ale było to martwe uczestnictwo. To był długi okres w mym życiu właściwie życiem tego świata, Bóg nie żył w sercu. Zaczęłam chorować i z przerażeniem stwierdziłam, że wszystko jest chore. Nie miałam chęci do życia, ciągle leki i ten strach ... Brak pokoju w sercu. Wierzyłam w horoskopy, nawet uczestniczyłam w seansach uzdrowicieli pragnąc odzyskać zdrowie i o dziwo! OB., które wówczas miałam bardzo wysokie, powróciło do normy, ale tylko na pewien czas. Potem było tak samo, ciągle strach. To dusza była chora i ciało chorowało. Pamiętam jak często patrzyłam na ludzi udających się rano na Mszę Świętą i myślałam, że to dziwne, zadawałam sobie pytanie dlaczego tak codziennie chodzą. Życie płynęło dalej. Zaczęły się kłopoty wychowawcze z synem, który miał 14 lat, potem śmierć bliskiej osoby, zły stan zdrowia ... Teraz dziękuję Bogu za to doświadczenie, gdyż to był czas kiedy udałam się do kościoła, do Maryi prosząc by ratowała. Pamiętam ten czas, tę walkę wewnętrzną między dobrem a złem, między zanurzeniem się w zło tego świata a Panem Bogiem. Panie Jezu dziękuję Ci za tę łaskę pójścia za Tobą i to był początek mego nawrócenia. Błogosławię Cię Panie Jezu, że tak cierpliwie czekałeś na mnie, na mój powrót. Pan Jezus odmienił moje życie, postawił na mojej drodze nowych ludzi, ludzi kochających Boga, wspólnotę w której mogę wzrastać, kapłana, który mnie prowadzi. Pan Jezus wszedł w moje życie delikatnie, zaczął przemieniać moje wnętrze, uwalniając od zła, nałogów ... Największym skarbem jest uczestnictwo w codziennej Eucharystii, przyjmowania do serca swego żywego Jezusa. Chwała Ci Panie za tę łaskę! Bardzo kocham Maryję, która prowadzi mnie do Jezusa. Matka Boża, Matka Wspomożenia Wiernych wysłuchuje cierpliwie mych trosk, okrywa swoim płaszczem opieki. Tak bardzo czuję jak bije w tym kościele żywe serce Jezusa i serce Maryi. Taki pokój i pełne bezpieczeństwo. Dziękuję Bogu codziennie za kapłanów i proszę o ich świętość, aby Bóg rozpalał ogniem swej miłości serca, w szczególny sposób, gdy sprawują świętą Ofiarę Eucharystii. Maryjo pragnę Ci podziękować za uratowanie życia mego syna, który szczęśliwie powrócił do domu, nie doszło do tragedii. Wierzę, że żarliwa wówczas modlitwa różańcowa i całkowite poddanie się woli Jezusa w tej sytuacji było wielką łaską Jezusa przez ręce Maryi. Dziękuję Ci Jezu, dziękuję Ci Maryjo! Maryjo! Tak bardzo pragnę, aby serce Jezusa Chrystusa zakrólowało w sercach członków mej rodziny. Panie Jezu zamknij mnie w swoim sercu i nie wypuszczaj mnie z Niego.     Danuta

Było to 3 maja 1996r.w dniu pożegnania w naszej parafii Figury Matki Bożej Fatimskiej.
Mój mąż rana przed wyjściem do pracy, namawiał mnie, aby wraz z naszą 6-letnią córeczką, poszła do kościoła na pożegnanie. Odpowiedziałam, że ponieważ jest już późno nie zdążymy. Po wyjściu męża, Kasi udało się namówić mnie i poszłyśmy.
Był już koniec mszy świętej, ksiądz który towarzyszył i opiekował się Figurką w czasie pielgrzymki, poprosił dzieci, żeby przekonały, Matce Bożej swoje prośby, ponieważ wie, że one otrzymują najwięcej łask.
Moja córka zapytała „O co mam poprosić?” Odpowiedziałam bez zastanowienia – „Poproś żeby tatuś przestał palić papierosy”.
W tym czasie mąż był nałogowym palaczem Dziecko złożyło rączki i modliło się.
Wieczorem mąż wrócił bardzo poruszony, nie wiedział co się stało. Nie mógł palić papierosów, czuł wręcz wstręt. Nigdy nie czuł już „głodu tytoniowego” i zachowywał się tak jak człowiek, który nigdy nie był uzależniony od tytoniu.
Od tej pory minęło już 3 i pół roku, a my ciągle dziękujemy Matce Bożej za tą łaskę i za wszystkie inne jakich doznaliśmy za Jej wstawiennictwem i za Jej przyczyną.
       Hanna i Grzegorz


29 sierpnia 1999r. zostałam przyjęta do szpitala w Wejherowie, na oddział ginekologii.
01.09 miałam zabieg w trakcie którego doznałam szoku septycznego.
To co się ze mną działo znam tylko z relacji personelu medycznego, ponieważ przez cały czas byłam nieprzytomna.
Walka o moje życie toczyła się przez 7 godzin. W chwili gdy już tracono nadzieję na uratowanie mi życia, nagle zaczęłam w szybkim tempie wracać do „świata żywych”. Wszystkie funkcje życiowe znormalizowały się i wróciłam do stanu przed szokiem. Już pierwsze wyniki były takie jak u zdrowego człowieka. Cały personel oddziału bardzo się dziwił i wręcz nie rozumiał jak to się stało, że po tak ciężkich przeżyciach, tak szybko jestem w dobrej kondycji, że nawet śladu po chwilach grozy.
Dla mnie i moich bliskich to nie było takie niezrozumiałe, ponieważ moja rodzina co wieczór odmawiała różaniec w mojej intencji. Również i ja nie ustawałam w modlitwie, prosząc o zdrowie. Teraz wiem, że Matka Boża czuwała nade mną i że dzięki modlitwie różańcowej zostałam zawrócona z drogi ku wieczności.
Wdzięczna za otrzymaną łaskę
      Hanna
    

Syn gdy miał 9 lat urodziłam córeczkę. Żyła zaledwie cztery miesiące (skręt kiszek). Wtedy bardzo to przeżyłam. Stałam się bezradna, obojętna na cały świat. Wówczas się ocknęłam – biorąc różaniec do ręki, nosiłam kwiaty do Matki Bożej Wspomożycielki modląc się gorąco. I jakby ręką odjął, mój stan (przeżycia i obojętności) wrócił do normalności – czyli wyczułam wsparcie i otuchę od naszej Kochanej Rumskiej Wspomożycielki, czując, że cały czas miała mnie w Swej opiece. I nagle stał się cud, otrzymałam Łaskę Bożą, urodziłam po roku następną córkę (czyli to tak jakbym otrzymała ją z powrotem). Cieszyłam się dziećmi, już ich wychowałam – mają już swoje rodziny. Również doświadczyłam przeżycia z mężem. Uległ trzem wypadkom samochodowym (lżejsze obrażenia), a czwarty pod pociągiem – ucięte palce obok pięty lewej nogi, a prawej przed kolanem. Ale wszystko wytrwałam i to przez Maryję. Matka Wspomożycielka przychodziła mi ciągle z pomocą i nadal przychodzi. Dziękuję Ci Mateczko za to że byłaś i jesteś przez cały czas ze mną .
   Twoja Czcicielka Krystyna
  
Słowa dziękczynne składam Najświętszej Maryi Panny Wspomożenia Wiernych . Która z pomocą Świętego Krzyża. Dziękuję za wstawiennictwo do Pana Boga. Który po wysłuchaniu Ich udzielił Swej łaski. Dziękuję za szczęśliwą udaną operację kręgosłupa. Szybki powrót do zdrowia mojej Córki.  Ojciec.

Wiarygodność opisuje
Jeden krąg kręgosłupa rozłupany na kawałki, skomplikowana, precyzyjna operacja w Akademii Medycznej w Gdańsku. Dochodzi obawa o uszkodzenie nerwu, przecięcie czy to ostrą kością, czy skalpelem w czasie operacji. Wdanym wyznaczonym dniu operacyjnym zamawiam dwie Msze Święte w Parafii N.M.P. Wspomożenia Wiernych i Parafii Krzyża Świętego w Rumi. Prosząc o szczęśliwą operację i szybki powrót do zdrowia Córki. Operacja kilku godzinna, (wyniki tego)- drugiego dnia po operacji Córka wstaje z łóżka. Trzeciego chodzi przy łóżku i po sali, niecały tydzień –piątego czy szóstego dnia, pogotowie przywodzi z Akademii do Rumi córkę. Dobrze że szybko doszedłem z mego domu pod Jej dom, zajeżdża karetka ,sam kierowca przyjechał – wysiada, otwiera z tyłu drzwi córce, Ona zeszła z noszów, On zamyka te drzwi tylnie i poszedł, wszedł do samochodu i odjechał. Ja myślałem że na noszach Ją zniosą, pozostawiona na łaskę Bożą i siły swoje. Czwarte piętro przed nią, córkę tylko asekurowałem bo myślałem że się przewróci, a bałem się Jej gdzieś dotknąć. Ona weszła do swego mieszkania. A ma wyjęty jeden krąg z kręgosłupa, około miesiąca po operacji : gotuje, sprząta, pierze i robi zakupy. Już kilkanaście razy pokonała te schody dół  i góra, czteropiętrowe.
Najukochańsza Wsomożecielko Nasza Jedyna z Świętym Krzyżem z Łaską Twojego Syna To Wy!!1 Tą Moc! u Pana Boga Wyprosiliście nad Córką Swój Promyk Ochrony rozciągneliście. Siła Wasza poskutkowała, prowadząca hirurga rękę aby nie zadrżała, ta pomoc jawna i wzroczna,  (gdy ktoś poprosi w ciężkich chwilach) od razu pomocna.
I za to Panie Boże Ci dziękuję,  że siła świętego Krzyża skutkuje. Dziękuję, że opiekę roztacza Najukochańsza Wspomożycielka z łaską Pana Jezusa jest jest tak wielka.
Dzięki tej mocy Córka chodzi pracuje, szybko powraca do zdrowia, dobrze się czuje, i za to przed Wami chylę czoło, kolana zginam, tymi słowami bliźnich informuję o Was przypominam.


Mając 12 lat zostałem pół-sierotą (zmarła mi mama). Ojciec mój był kaleką wojennym. Cały ciężar domowy spadał na mnie. Ojciec ponownie się ożenił. Nie było mi z tym łatwo. Lecz nie mając mojej ziemskiej matki, bardzo pokochałem „Naszą Rumską Wspomożycielkę”. Wspierała mnie w każdej niedoli. Płakałam, modliłam się razem z nią przezwyciężałam wszystkie moje udręki i umartwienia. Takie miałam odczucie, że zawsze Matka Wspomożycielka wychodziła naprzeciw mnie pomagając mi w moim trudnym życiu. Dziękuję Ci Mateczko za to, że zawsze byłaś ze mną i nadal jesteś.
Twoja czcicielka Anna

Podziękowanie Matce Bożej Maryi Wspomożycielce wiernych, za łaskę całkowitego uzdrowienia.
Przez długie lata cierpiałem na nie wyleczalną chorobę. Według orzeczenia lekarza specjalisty mażna było podjąć właściwy zabieg, ale w rok lub dwa po nim groziło pogorszenie i śmierć. Przez dwa lub trzy  lata miałem na to dowody z życia moich współ braci zakonnych, misjonarzy, rekolekcjonistów.
Wtedy przyszło mi namyśl zwrócić się do Maryi, Wspomożycielki Wiernych o pomoc w tej sprawie.
Przypadkowo ofiarował mi ktoś słoik miodu z lipy i innych kwiatów letnich. Zjadłem go powoli i wypiłem. O dziwo! Od kilku lat nie mam żadnych objawów tej choroby, mimo że w pewnych okolicznościach powinny by się pojawić. Całym sercem dziękuję Matce Bożej, Maryi Wspomożycielce Wiernych, za tę niewątpliwą Jej łaskę.
  Ks. Wacław

W dniu 15 maja 1999 roku przeszedłem ciężki zawał serca. Podczas odprawianej Mszy Świętej o godz. 8.00 w kościele parafialnym Św. Rodziny w Pile, poczułem wielki ból w okolicy serca, wiedziałem, że dzieje się coś niedobrego ... powiadomiłem ks. Zenona, że muszę wyjść do zakrystii ... Tam ks. Proboszcz Stanisław Skopiak powiadomił pogotowie, w ciągu 15 minut znalazłem się w szpitalu wojewódzkim w Pile. Diagnoza jednoznaczna – rozległy zawał serca ... było niebezpieczeństwo śmierci ... leżałem na intensywnej terapii.
Gdy jechałem do szpitala, robiłem rachunek sumienia, wszystko stanęło przed moimi oczami, wiedziałem, że jestem na krawędzi życia i śmierci. Wtedy wszystko stało się takie mało ważne, nieistotne ...
I wtedy pierwsza myśl została skierowana do Boga: „Panie ratuj”. Modlitwy te zanosiłem poprzez wstawiennictwo Rumskiej Wspomożycielki Wiernych, którą bardzo kocham i przez kilka lat jako Proboszcz w parafii pod Jej wezwaniem wiernie służyłem.
Leżąc przez trzy tygodnie w szpitalu codziennie prosiłem Ją o zdrowie ... Prosiłem także Współbraci i Parafian z Rumi o modlitwę. Wiem, że codziennie zanoszono modlitwy prpzed oblicze naszej Matki – Rumskiej Wspomożycielki. Odprawiano Msze Święte w mojej intencji. Czułem tę pomoc ... Minęły dwie krytyczne doby na intensywnej terapii, minęły trzy tygodnie pobytu w szpitalu. Czułem, że powracam do zdrowia.
Czekała mnie jeszcze koronografia, balonikowanie i założenie stentów. Dwukrotnie przebywałem w klinice w Poznaniu, gdzie prof. Grajek wspaniale przeprowadził (dwukrotnie w ciągu 2 miesięcy) zabiegi na sercu.
Wiedziałem, że jest to bardzo niebezpieczne i, że grozi nawet śmiercią (musiałem złożyć podpisy na odpowiednich dokumentach), ale ja ufałem i głęboko wierzyłem, że Rumska Wspomożycielka jest ze mną, że ponownie wyprosi mi u Boga potrzebne łaski. I tak się stało. Później przebywałem jeszcze trzykrotnie w szpitalu uzdrowiskowym, powracając do zdrowia. Obecnie czuję się zdrowy ( chociaż muszę używać leków), powróciłem do moich zajęć i mimo dość trudnej pracy nie odczuwam bólu serca. Mam świadomość i jestem o tym głęboko przekonany, że moje uzdrowienie i szybki powrót do pracy w inspektorii, zawdzięczam Jej – Wspaniałej Lekarce – RUMSKIEJ WSPOMOŻYCIELCE WIERNYCH, która od 1949 roku króluje, tu na kaszubskiej ziemi.
Pragnę o tym zaświadczyć, pisząc to na tych stronach i podziękować za otrzymaną łaskę. A jako wotum składam różaniec jubileuszowy przywieziony z Rzymu i tam poświęcony w Jubileuszowym Roku.
Jestem głęboko przekonany, że Wspomożycielka Wiernych w Rumi, jest kochana i czczona. Wielu ludzi posiada i rozwija nabożeństwo ku jej czci. A każdy 24-ty dzień miesiąca jest dniem wielkiej wdzięczności za dar, dar Matki – Wspomożycielki Wiernych. Wierzę, że kiedyś przyjdzie czas koronacji obrazu i, że chwała Maryi Wspomożycielki Wiernych będzie dalej rozchodzić się na kaszubskiej ziemi. O to także modlę się każdego dnia.
       Wdzięczny czciciel ks. Jerzy
      
Mój mąż to Kazimierz Tomaszewski Był człowiekiem wierzącym, ale niestety nie praktykującym. Był bardzo długi okres, w którym to zaprzestał się modlić, będąc w wojsku przystawał z ludźmi, którzy byli wrogami Kościoła.
Trwało to do 1991roku. W tym to roku przeprowadziliśmy się z Gdyni do Rumi, tu w tym  Kościele zanosiliśmy błagania  wypisane na kartkach do Wspomożycielki o nawrócenie męża. Na nowenny comiesięczne uczęszczały również dzieci. MĄŻ, ZACZĄŁ CHODZIĆ DO Kościoła NA niedzielne msze św., zawsze stojąc z tyłu i nie biorąc udziału w sakramentach św. W rozmowie ze znajonymi, często wspominał, że się bardzo dobrze czuje w tym Kościele. Z radością zauważyłam, że uczęszczanie na mszę św. niedzielną było bardzo regularne nawet będąc chorym, słuchał Mszy Św. w radio. Wiem, że to była zasługa Wspomożycielki w Rumi. Będąc bardzo chorym na chorobę nowotworową zaczął myśleć o przyjęciu Sakramentów Św., ale nie mógł się zdecydować w dniu 22 maja, przed odpustem 24 maja odbyła się Msza Św. o nawrócenie męża Kazimierza. Na drugi dzień mąż przyjął wszystkie sakramenty Św.i jak sam twierdzi był bardzo szczęśliwy. Potem te oczekiwania na kapelana szpitalnego z komunią Św. były bardzo niecierpliwe. Zaczął gorąco się modlić do Matki Bożej Wspomożycielki, a szczególnie w czasie apelu o 21.00.
Umarł wśród najbliższych w czasie modlitwy dnia 28 IX 2000roku.

Dziękuję z całego serca Matce Bożej Wspomożycielce Wiernych, mojej ukochanej Mateczce za wyproszenie u Boga łaski całkowitej przemiany jaka się dokonała w moim synu.
     W 1998r. interesowały mojego syna tylko gry komputerowe, stronił od rówieśników, interesował się tylko graniem w gry. Kolegami jego byli tylko koledzy, którzy tak jak on spędzali całe godziny przed komputerem. W domu pokój, w którym znajdował się komputer był zamknięty na klucz, a klucz nosiłam przy sobie. Syn dorabiał klucze, a jak mu się nie udawało to chodził do kolegów, wracał w nocy, chodził po salonach gier. Życie stało się koszmarem, nie pomagały prośby, ani groźby, był na nie głuchy. Nie chodził na zabawy, nie umiał się znaleźć wśród rówieśników. Bardzo się ich wstydził. Przestał chodzić na Mszę Św. (z domu wychodził niby do kościoła). Był niegrzeczny agresywny, źle się uczył. Wszystko podporządkował jednemu komputerowi, a ściślej graniu w gry. Kłamał  beż przerwy, nie można mu był wierzyć i ufać, zabijał swoje sumienie, z wspaniałego chłopca zmienił się w kogoś nie do poznania. Wszystko wróciło do normy w 1999r dzięki wstawiennictwu Maryi, znowu jest wspaniałym młodzieńcem, uczciwym i dobrym.
Dziękuję Ci Maryjo nasza ukochana Mateczko za to, że przyprowadziłaś mojego syna do Jezusa.
    Wdzięczna czcicielka Elżbieta

Ja Wiktoria lat 16 składam świadectwo cudownej opieki Matki Bożej Wspomożenia Wiernych nade mną.
Dnia 4 sierpnia roku 1996, dwa dni po moich 12 urodzinach szłam wraz z rodzicami, a także siostrą na jarmark kaszubski. Zbliżając się do celu naszego niedzielnego spaceru, zobaczyłam jadący z nadmierną prędkością samochód. Auto gwałtownie zboczyło na krawężnik, kierowca stracił kontrolę nad pojazdem, a następnie potrącił mnie. Straciłam przytomność i zostałam przewieziona do wejherowskiego szpitala, na intensywną terapię, Miałam liczne obrażenia zarówno wewnętrzne, jak i zewnętrzne, między innymi: złamaną nogę w trzech miejscach – z przemieszczeniem, lewe ramię, które następnie zostało umieszczone na wyciągu, a także prawy nadgarstek. Oprócz tego lekarze stwierdzili u mnie odmę płucną, a także liczne rozcięcia skóry. Profesorzy przeprowadzili wiele zabiegów np. nastawienia kończyn, zakładania nowych wyciągów (gdyż pękały mi kości), itp.,. A stan mój był ciężki. Już następnego dnia, z samego rana zostały odprawione msze w mojej intencji w kościele Najświętszej Maryi Panny, a także w Św. Krzyżu, gdzie modliły się moja rodzina, a także koleżanki i koledzy z klasy.
Po miesiącu intensywnego leczenia mnie, z gipsem na nodze i bezwładną ręką, zostałam wypisana do domu. Przez dwanaście miesięcy trwała moja intensywna rehabilitacja, a także indywidualny tok nauczania. W grudniu tego samego roku, w Akademii Medycznej w Gdańsku miałam przeprowadzaną operację – uwalniania zakleszczonego nerwu promieniowego lewej ręki.
Obecnie czuję się znakomicie – jestem zdrowa i sprawna fizycznie, nic mi nie dolega. Chodzę do Salezjańskiego Liceum Ogólnokształcącego przy tutejszej parafii, nie mam żadnych problemów z nauką, a nawet tańczę w szkolnym zespole „Misz-masz” na Chwałę Bogu. Wierzę, iż zostałam uzdrowiona miłością i mocą Boga Najwyższego poprzez wstawiennictwo naszej Najświętszej Maryi Panny, której powierzyłam się ja i moi najbliżsi. Życie swoje oddałam w ręce Maryi i wiem, że to właśnie Jej zawdzięczam to, że żyję, i nie jestem kaleką. Za wysłuchanie moich i najbliższych próśb składam serdeczne podziękowania i proszę cię Przenajświętsza Maryjo Panno o dalsze łaski zdrowia dla mnie i całej rodziny.
Dziękuję Ci moja Mateczko za to, że zawsze czuwałaś, i czuwasz nadal.
   Wiktoria

Nazywam się Anna. Mam 17 lat.
Historia mojej choroby zaczęła się w dniu 07.09.2000r, kiedy to otrzymałam wynik badania tomografii komputerowej głowy:   „ ... w tylnym dole czaszki po stronie prawej znajduje się masa o wymiarach 70 x 50 x 60 mm”. Następnie dostałam skierowanie na badanie rezonansu magnetycznego, które wykonano w dniu 08.08.2000r i potwierdziło poprzednie wyniki.
Decyzja neurochirurga brzmiała: „ ... z uwagi na ogromny wymiar guza, oraz jego umiejscowienie należy jak najszybciej przystąpić do działania; ustalono nawet datę operacji na dzień 11.08.2000 roku.
Rodzice moi poprosili o konsultację u prof. Słoniewskiego, który po krótkim namyśleniu podjął się wykonania operacji.
Z uwagi na urlop Pana prof. ustalono, że do Akademii Medycznej mam zgłosić się po święcie Maryinym, czyli po 15. 08. 2000r. Przez cały ten czas począwszy od pierwszego dnia historii mojej choroby trwały gorliwe modlitwy mojej rodziny, znajomych, kolegów , koleżanek i księży. Odprawiono Msze błagalne o moje uzdrowienie.
Zawierzyliśmy Bogu do końca, wierząc że on sprawi cud. Kiedy już znalazłam się w Akademii Medycznej w dniu 17. 08. czekało mnie jeszcze jedno nieprzyjemne badanie: orteriografia. Okazało się że guz jest tylko okrągły i o średnicy 2,5 cm i zmniejszył się 6x.
Nadszedł dzień operacji, a ja i moi rodzice byliśmy spokojni, bo wiedzieliśmy, że wszystko będzie w porządku, że KTOŚ czuwa nade mną.
Po zabiegu czułam się doskonale, szybko powróciłam do zdrowia. Badania były pomyślne, ale na ostateczny wynik czekaliśmy z niecierpliwością , ale i ze spokojem, trwając na modlitwie.
Dnia 07.09 2000 roku otrzymaliśmy wynik badania histopatologicznego – był bardzo pomyślny dla mnie. Guz nie był złośliwy – jestem uzdrowiona.
Chciałam podziękować Maryi Wspomożycielce Wiernych i Św. Judzie Tadeuszowi za wstawiennictwo u Boga i podziękować za otrzymane łaski i opiekę.
Chwała Panu ! i Jego Matce.
Czuwajcie nad moją całą rodziną i ludźmi, którzy trwali przy mnie w modlitwie.
   Anna
  
Podziękowanie Najświętszej Maryi Pannie Wspomożycielce Wiernych
Najświętsza Maryjo – Matko Chrystusa, pragnę wyrazić Ci swoją wdzięczność za Twoją obecność w moim życiu.
Dziękuję Ci za opiekę nad moimi najbliższymi.
Dziękuję Ci za to, że byłaś dla mnie Nauczycielką życia, za znaki Twojej obecności w moim
życiu.
Dziękuję Ci, że w momencie gdy szukałem drogi do Twojego Syna,
gdy odkrywałem drogę powołania w Zgromadzeniu Salezjańskim,
gdy nią kroczyłem i kroczę dziś jako kapłan-salezjanin byłaś przy mnie,
wspierałaś mnie i umacniałaś, byłaś w chwili prób i radości.
Dziękuję Ci, dziś w sposób szczególny jako kapłan pracujący w parafii pod Twoim tytułem w
Rumi, za ocalenie życia w nocy 2/3 września 2000 roku gdy wracając samochodem ze Szczecina do Rumi straciłem panowanie nad pojazdem i wypadłem z jezdni na pobocze, omijając rosnące nieopadal drzewa,
zatrzymując się na krzakach, które zamortyzowały uderzenie.
Ufam, że to dzięki Tobie udało mi się wyjść z tego zdarzenia bez najmniejszego zadrapania.
Niech te słowa będą świadectwem obecności Maryi w moim życiu:
      Ks. Kazimierz


Nazywam się Jadwiga, od grudnia 1988 roku jestem mieszkanką Rumi i należę do parafii N.M.P. Wspomożenia Wiernych . Często w kościele słyszałam podziękowania za otrzymane łaski.
Odważyłam się też i ja prosić o łaskę w ciężkiej chorobie mojego brata (71lat). Chorował od wiosny 2000r. i groziła mu operacja, która miała trwać kilkanaście godzin. Brat termin operacji odkładał kilkakrotnie, bojąc się, że jej nie przeżyje. Lekarze twierdzili, że bez operacji nadejdą bóle nie do przeżycia. W końcu za namową lekarzy i rodziny zdecydował się na tę poważną operację, która miała odbyć się 07.09.2000r.
Dzień wcześniej ubłagałam Ks. Marka o odprawienie mszy św. w intencji brata. Została odprawiona o godz. 6.00. co  się okazało. Operacja się nie odbyła, tylko jakiś drobny zabieg, a kiedy brat zapytał o termin operacji, lekarz powiedział, że ma o tym nie myśleć, że operacja nie jest konieczna i że jest chyba w czepku urodzony.
Brat nadmienił, że cała rodzina modli się w jego intencji. Dzięki gorące „Rumskiej Wspomożycielce, a msza św. dziękczynna odprawiona zostanie w dniu 19.01 2001r.
       Jadwiga
.